Pojawienie się portali społecznościowych oraz rozwój internetu mobilnego znacząco zmienił proces komunikowania się. Nie ma sensu walczyć z tym faktem. By jednak bilans zysków i strat nie okazał się ujemny, należy kontrolować ilość czasu poświęcanego na facebooki, twittery i inne serwisy tego typu.
Social media to narzędzie umożliwiające nawiązanie znajomości wszelakich. Nie musimy ruszać się z miejsca, by poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach, poglądach, interesach. Dzięki powszechnemu internetowi możemy się z nimi swobodnie komunikować, wymieniać informacjami, umawiać na spotkania, współpracować przy realizacji różnych projektów i oszczędzać przy tym czas.
Osłabienie więzi
Jednak media społecznościowe mają też ciemną stronę. Mimo szerokiego grona internetowych znajomych komunikujemy się tylko z wybraną garstką. Pozostałych pewnie nigdy nie widzieliśmy na oczy, nie poznaliśmy ich w realu. Zresztą bardzo często dotyczy to również tych, z którymi utrzymujemy stały kontakt online.
Dochodzi też do odwrotnej sytuacji: nasze relacje ze znajomymi przenoszą się do internetu. Nie chce nam się bądź nie mamy czasu na normalnie spotkania. Socjolodzy powiedzą, że tak osłabiają się więzi społeczne.
Szczerość do bólu
Na portalach społecznościowych, jak w całym internecie, ludziom puszczają hamulce. Obrzucają się błotem, piszą przykre i skandaliczne słowa (ma to też pozytywny skutek – przełamywanie tabu).
Z drugiej strony są też bardziej otwarci, sami dobrowolnie zdradzają informacje, których w świecie rzeczywistym nigdy by nie ujawnili. Ba! Nawet nie przyszłoby im do głowy, by się nimi chwalić.
Spotkania rozszerzone
Social media przyczyniły się do powstania przynajmniej dwóch nowych zjawisk socjologicznych. Pierwszym są spotkania rozszerzone.
Rozwój nowoczesnych technologii doprowadził do tego, że nawet gdy wybieramy z ludźmi z Facebooka czy Twittera na imprezę, to w jej trakcie czas poświęcamy nie im, tylko tym, których z nami nie ma. Mało tego, robimy sobie z kompanami selfie, wrzucamy do internetu i wzajemnie komentujemy, czekając na nowe lajki, serduszka, udostępnienia czy opinie – także od osób, które siedzą obok nas.
Zamiast umawiać się na wspólne oglądanie filmu czy meczu, oglądamy je osobno, ale komentujemy wspólnie – w internecie. Niektórzy ćwiczą przy tym podzielność uwagi.
W sieci krąży taka oto anegdota. Amerykańska restauracja zanotowała wzrost skarg na szybkość obsługi. Okazało się, że przyczyną był internet i serwisy społecznościowe. Klienci zamawiali potrawy, a następnie wyjmowali komórki i tablety i robili zdjęcia sobie, daniom lub prosili o to kelnerów. Później umieszczali fotki w serwisach społecznościowych, czekali na komentarze znajomych oraz spędzali czas na surfowaniu po wirtualnym świecie. W ten sposób blokowali miejsce kolejnym chętnym na posiłek w tymże lokalu i spowalniali personel.
FOMO
Drugim zjawiskiem powstałym na fali popularności mediów społecznościowych i internetu w ogóle jest konieczność stałego monitorowania sieci www. Przypadłość nazywa się z angielskiego FOMO, które jest akronimem od Fear of Missing Out.
Choć mamy ustawionych mnóstwo powiadomień, non stop sprawdzamy pocztę, serwisy informacyjne, portale branżowe, profile na Facebooku, Twitterze, Instagramie czy Snapchacie, bo boimy się, że coś nas ominie, coś przegapimy. Dzieje się to bezwiednie. Po krótkiej rozłące ze smartfonem spowodowanej np. wizytą w toalecie albo wyjściem po zakupy pierwszą czynnością po powrocie jest chwycenie za telefon/tablet. Wszystko to powoduje, że nie potrafimy się skoncentrować, nie wyrabiamy się z obowiązkami, zapominamy o spotkaniach w realu i innych ważnych wydarzeniach, spóźniamy się.
Używanie mediów społecznościowych ma swoje plusy i minusy. Nie ma potrzeby całkowitego „wylogowania się”, ponieważ serwisy tego typu wzbogacają i uzupełniają nasze życie. By jednak strat było jak najmniej, z dobrodziejstw social mediów należy korzystać z umiarem.